krzaq krzaq
138
BLOG

Telekracja czyli Stowarzyszenie Umarłych Poetów

krzaq krzaq Polityka Obserwuj notkę 5

Stare a z każdym dniem jakby bardziej aktualne.

 

„Śmierć poezji”

Nie nazywał się wcale wymyślnie, jak jakiś tam John Smith czy Ben Hoogan. Nazywał się zwyczajnie. Po prostu Piotr Kowalski. Był jednym z wielu tysięcy Piotrów Kowalskich, których życie najprawdopodobniej zakończy się w rynsztoku wśród smrodu zgniłych skarpetek, wyziewów odchodów i sproszkowanego kisielu (kolejny powód dla rodziny do złorzeczeń, gdy ubezpieczenie nie pokryje kosztów pogrzebu ze względu na niebezpieczny tryb życia). Nie ma to aż tak dużego znaczenia, gdyż aktualnie rodziny nie posiadał i nie miał jej nigdy, odkąd sięgał pamięcią wstecz, co nie znaczy, że często odwracał się do tyłu.

Stojąc za barem i wycierając umyte przed chwilą szklanki do piwa, starał się przebić wzrokiem zasłonę dymu jaka rozpościerała się za sprawą narwańców, wolących od normalnej śmierci w łóżku obok rozkładającej się żony, zawał lub raka płuc.

- Jeszcze jedno proszę - to tak banalne zdanie, które słyszał tysiąc razy w ciągu dnia, wyrwało go z zadumy i zmusiło do pełnego litości spojrzenia na jeszcze jednego sfrustrowanego smutasa, którego różnił od niego jedynie fakt, iż posiadał pieniądze umożliwiające mu znalezienie się po drugiej stronie baru. Nalał gościowi i wsłuchał się w odgłosy bulgotania mieszanego ze smarkami piwa, które siedzący przed nim delikwent starał się wlać sobie przez nos do żołądka. Piotr Kowalski przesunął jego rękę na odpowiednią wysokość i znów pogrążył się w rozmyślaniach.

Do swojej pracy miał podejście służbisty. Mimo, iż jego ruchy nie były machinalne, dało się w nich wyczuć ową, finezyjną wręcz determinację, charakterystyczną dla szachistów i drwali. Tej godnej podziwu sumienności nauczyło go życie, które nie szczędziło Piotrowi razów przykrych, choć wychowawczych. Nigdy nie zapomniał przypadków z dzieciństwa, kiedy to w sierocińcu jego rówieśnicy starali się zrobić z niego cwela korkociągiem skradzionym z jadalni, oraz doświadczeń z wojska, kiedy to, już będąc cwelem, próbował się powiesić na drzwiach od latryny i jeszcze w tydzień po tym wydarzeniu używano jego jąder jako kołatki.

Barmanem był dobrym. Nie pluł klientom do szklanek, by czerpać z tego, jak inni barmani, ponurą satysfakcję kata ścinającego skazańcowi, oglądającemu film z Sylwestrem Stalone, głowę przed finałową sekwencją.
Zawsze chciał być poetą. Wydawało mu się, że często słyszy muzykę swej duszy, która unosi go i pozwala szybować w czasoprzestrzeni, czasem nurkując wraz z nim w niebycie białych przestworzy. Nigdy nie zwrócił uwagi, że muzykę tę słyszy przeważnie podczas wykonywania banalnych czynności, związanych niewątpliwie z toaletą poranną i wieczorną, jak i tą załatwianą w ciągu dnia.

Niestety nic mu się nie udawało, słowem życie waliło mu się na głowę, przyprawiając o ból wyżej wspomnianej. Czasem udało mu się uchylić, wtedy musiał zakupić klej by złożyć to, co przy użyciu zmiotki udało się zebrać z podłogi.

Wie pan, zawsze chciałem być poetą - odezwał się do Kowalskiego zaśliniony smutas momentalnie ogniskując jego uwagę - I na Boga zostałem nim! Ale to przeżytek - ciągnął coraz bardziej zaperzając się smutas - Poszliśmy wszyscy w odstawkę. Trudno się dziwić - toczył dalej słowa czkając - Ta nowa technika, kto by się w tym połapał. Kiedyś to były czasy. Mówię Panu, jak Mickiewicz napisał "Odę do młodości" to się wszystkie inteligenciki zaczytywały z wypiekami na twarzach. Taka piękna była emanacja. Programy instalowały się same w tych przegrzanych móżdżkach, że hej. Takie czasy, takie czasy. Potem się trzeba było przestawić na prozę. Trochę to było kłopotliwe dla mnie poety, ale wtedy człowiek jeszcze nadążał za techniką. Dzieła pod strzechy! To była piękna kampania, i emanacja nie zgorsza. Programiki w każdym domu, do każdej główki hop! Potem jak zaczęliśmy programować coraz większy chłam, wie Pan, romansidła, kryminały, sensacja, to ludziska czytały że hej. Mieliśmy taki przerób na emanacji, że centrala słała same pochwały. Nikt nawet nie zwracał uwagi, że odpowiedzi na meldunki przychodzą z kilkuletnim opóźnieniem. Ale teraz to są psie czasy. Nikt poetów nie potrzebuje. Wszyscy programują przez telewizję, pieprzone techniki! Poetów nikt nie szanuje. A to myśmy odwalili najgorszą robotę. Tym młodym gówniarzom to się w głowie poprzewracało od sukcesów. Ale fakt, przerób na emanacji mają niezły. Telewizor w każdym domu, komputer w każdym pokoju, to im się udało. Dostało się homo sapiens po dupie. Ale poezja... poezja już umarła. Chociaż ostatnio ktoś tam się chyba połapał. Zaczynają marudzić a to za dużo przemocy w telewizji, a to za dużo seksu w Internecie, z kolei gry za brutalne. Jak się ta cała elektronika pierdyknie znowu będziemy programować na poematach. Tak czy siak dopieprzymy tym Ziemianom, są bez szans, do widzenia. 

I zasnął.

Piotr Kowalski wpatrzył się gościa - To jeden z nas - przemówił głos jego duszy - jeden z tych sfrustrowanych, bezimiennych poetów, którzy co dzień wgryzają się w prozę życia, żują te same kawałki aż do znudzenia i wymiotują w samotności. Z tego robią użytek prześmiewcy, wynoszeni na piedestał przez tłumy, z których robią sobie jaja ... Tak, tylko że temu tu, to głowa wali się na kontuar, a życie przelatuje gdzieś obok.
To bardzo ładne filozoficzne zakończenie, ale bystry to nie był ten nasz Piotr Kowalski.
 

Bardzo stare

’93 - 96

krzaq
O mnie krzaq

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka